Dla mnie dieta bezglutenowa to lekarstwo. Dosłownie. Jedyna możliwa (na razie) metoda, aby leczyć przewlekłą autoimmunologiczną chorobę, jaką jest celiakia.
Dwa lata żyję sobie już z celiakią, a nadal mam wrażenie, że gluten to jakiś zaczarowany stwór. Pełno barwnych historii w internetach. Jeść albo nie jeść, oto jest pytanie! I można o tym pisać elaboraty, prześcigać się w argumentach za i przeciw, a tak naprawdę istotny jest kontekst całej tej dywagacji. Wielu osobom często umyka.
Patrzysz na powyższe zdjęcie i cieknie Ci ślinka. Wyobraźnia podsuwa Ci zapach świeżo wypieczonego chleba, już prawie czujesz tą chrupiącą skórkę i mięciusi środek. I wiesz co? Za takie doznania po części odpowiedzialny jest właśnie gluten. To on nadaje tej puszystości, sprężystości i sprawia, że chleb jest taki pyszny.
Gluten możemy rozpatrywać z kilku stron. Z punktu widzenia chemii to zbiór białek – prolamin oraz glutelin – które stanowią materiał zapasowy w zbożach. Natomiast jeżeli chodzi o technologię żywności gluten to szara, sprężysta masa powstała po wymyciu skrobii z mąki. Właściwości fizykochemiczne glutenu są bardzo pożądane w przemyśle spożywczym, a w szczególności w piekarnictwie. Choć nie tylko! Niestety, jest on wręcz wszechobecny – od kosmetyków, leków aż po wędliny i parówki – co jest sporym wyzwaniem przy stosowaniu diety bezglutenowej.
No dobrze, a co w glutenie takiego złego? Jeżeli nie masz predyspozycji genetycznych, to w sumie…. NIC. Inaczej sprawa wygląda, jeżeli masz stwierdzoną celiakię.
Jeżeli chodzi o gluten i spektrum zaburzeń z nim związanych, to warto wyróżnić celiakię, alergię na pszenicę oraz nieceliakalną nadwrażliwość na gluten. Dzisiaj chciałabym się skupić na tej pierwszej, bo jak się okazuje coraz więcej osób zostaje nią dotkniętą.
Co ciekawe, pierwsze wzmianki dotyczące tej choroby pochodzą już ze starożytnej Grecji! Około 2000 lat temu Areteusz z Kapadocji opisał pierwszy przypadek chorego, określając go koliakos – co oznacza rzecz dotyczącą jamy brzusznej. A potem przez długi czas nie działo się nic.
Minęło ponad 1600 lat aż pediatra Samuel Gee opisał objawy celiakii i zastosował pierwszą terapię – restrykcyjną dietę eliminującą warzywa, owoce, ryż, ale co ciekawe dopuszczającą tosty. Gee, mimo że dokładnie opisał obraz kliniczny celiakii, nie doszedł finalnie do czynnika 'wyzwalającego’.
Przełomowy moment nastąpił w 1950, kiedy holenderski pediatra William Dicke dowiódł, że eliminacja pszenicy, żyta i owsa powoduje znaczną poprawę stanu zdrowia pacjentów z celiakią. Do odkrycia niewątpliwie przyczyniło się tło historyczne. Podczas II wojny światowej w Danii panował wielki głód, brakowało w szczególności mąki, stąd dostawy żywności do szpitala nierzadko były pozbawione pieczywa.
Przez długi czas celiakia była postrzegana jako choroba wieku dziecięcego, z której po prostu się wyrasta. Dzisiaj wiemy, że to mit. Mało tego – celiakia to choroba o bardzo niespecyficznych objawach, rozpoznawana w każdym wieku na całym świecie. Niestety, dieta bezglutenowa to obecnie jedyna metoda leczenia tej choroby.
Celiakia to choroba immunologiczna o podłożu genetycznym, nie myl tego z alergią! Cały mechanizm jej powstawania jest złożony i często rozwija się przez wiele lat bez dawania jakichkolwiek objawów. Na skutek toczącego się stanu zapalnego spowodowanego spożyciem glutenu, w jelicie cienkim dochodzi do zaniku kosmków jelitowych (organizm je 'zjada’) – takich małych wypustek, które pozwalają wchłaniać wszystkie potrzebne Ci do życia substancje pochodzące z jedzenia.
Wyobrażasz sobie, że masz takich wypustek w jelicie około 10 milionów?! A co się stanie jak ich nie ma? Jak już się pewnie domyślasz proces wchłaniania nie jest na tyle wydajny, Twoja 'fabryka’ nie dostaje wszystkich niezbędnych składników.
Szacuje się, że w Polsce na celiakię choruje 1% populacji. Stwierdza się ją zarówno u dzieci, jak i dorosłych. Częściej występuje u kobiet. W niektórych krajach na 5-10 chorych z nierozpoznaną celiakią przypada 1 przypadek zdiagnozowany. W ostatni latach w wielu państwach rozwiniętych obserwuje się wzrost zachorowalności.
Co jest dla mnie bardzo ciekawe, XXI wiek przyniósł ze sobą trend stosowania diety bezglutenowej jako diety odchudzającej. Zwolennicy tej teorii deklarują spektakularne efekty już nawet po 2 tygodniach stosowania.
Cóż za głupota!
Czasem mam wrażenie, że szukamy przyczyn nadwagi i otyłości w jakiś małych detalach, zamiast zobaczyć szerszy kontekst – do tego że tyjesz przyczynia się nadmiar kcal a nie konkretne składniki w Twojej diecie. Zawsze jak mantrę powtarzam, że nie ma co stosować diet eliminacyjnych, kiedy brak poważnych przesłanek ku temu. Po pierwsze, po jaką cholerę pozbawiać się z jadłospisu nierzadko produktów, które lubimy (nie mówię tutaj o przetworzonych produktów pełnych cukru i nasyconych tłuszczów). Po drugie, diety eliminacyjne są ciężkie do stosowania, wymagają kombinowania, szukania zamienników, automatycznie podwyższasz sobie poziom trudności.
Serio, dużo bym dała, żeby móc być na diecie pełnej glutenu! 😀 No i co najważniejsze – diety eliminacyjne są niedoborowe, naprawdę trzeba umiejętnie je zastosować, aby nie doprowadzić do niedoborów witamin, makro- i mikroskładników. Uwierz mi, jeżeli chodzi o odchudzanie, to jest od groma o wiele łatwiejszych rozwiązań niż dieta bezglutenowa.
Dobra, do brzegu. Czy dieta bezglutenowa jest zdrowa? Wracając do początku wpisu – wszystko zależy od kontekstu. Tak, dla osób z celiakią jest zdrowa. A dla pozostałych? To zależy. Zależy od tego na czym jest oparta, jak jest zbilansowana, jak jest przestrzegana. Brzmi skomplikowanie? Dla mnie to sztuka i za to właśnie uwielbiam dietetykę 🙂