Odchudzanie jest proste. Czyżby? To dlaczego wciąż nie chudnę?
Ostatnio przeglądając profil innej koleżanki po fachu, natknęłam się na zdanie: „Odchudzanie jest naprawdę proste.” Hmmm. Zamyśliłam się i coś mi nie pasowało. Przecież, gdyby tak było, to wszyscy bylibyśmy w formie, a ludzie nie umieraliby z powodu powikłań otyłości. Nie padałoby pytanie dlaczego wciąż nie chudnę.
Patrząc od strony czysto fizjologicznej, rzeczywiście odchudzanie nie jest skomplikowanym procesem. Jesz mniej, ruszasz się więcej, generujesz deficyt kaloryczny i…. BACH! Nadprogramowe kilogramy idą w zapomnienie. I tak to wygląda w teorii. Ale obie wiemy, że rzeczywistość troszkę się przy tym rozmywa.
Moje obserwacje i doświadczenie skłoniły mnie, żeby napisać ten artykuł. Może też dlatego, że widzę, iż u wielu moich pacjentów gotowe rozpiski się nie sprawdzają. Może dlatego, że sama przez wiele lat miałam nie za ciekawe stosunki z jedzeniem.
Inna strona odchudzania
Nie jest to wpis o technicznej stronie odchudzania. Nie będę tu mówić o błędnym liczeniu kcal, nieodpowiednich porcjach, złym wyliczeniom CPM i PPM. Na ten temat jest mnóstwo artykułów, a spotykam osoby, które mimo wiedzy, mimo diety nie chudną.
Dowiedz się więcej, jak obliczyć swoje zapotrzebowanie kaloryczne na diecie
Chciałabym, abyś spojrzała na temat z troszkę innej strony. Dostrzegła inną stronę odchudzania, o której nie mówi się wystarczająco dużo. Co mam na myśli?
Jedzenie to ogromna strefa naszego życia. Nadrzędnym celem pożywienia jest dostarczanie energii, ale ma ono szerszy wymiar – społeczny, psychologiczny, kulturowy. Od małego uczymy się określonych wzorców od rodziców, od społeczności i kultury, w której dorastamy. Latami nabieramy i 'pielęgnujemy’ określone nawyki żywieniowe i tutaj zaczynają się schody.
Zaznaczam, że każdy absolutnie jest inny. Każda z Was ma swoją niezwykłą, unikatową historię odchudzania i u każdego może wyglądać to inaczej.
Brak solidnych fundamentów
Przez 20, 25, 30 lat swojego życia dzień rozpoczynałaś od słodkich płatków na mleku, w szkole czy pracy kupowałaś drożdżówkę i colę, a w domu czekał na Ciebie soczysty schabowy z ziemniakami i mizerią. Na kolacje jeszcze jakieś tosty z żółtym serem albo czipisiki.
Przychodzi taki dzień, taki impuls, że postanawiasz w końcu coś zmienić. W końcu na wadze widzisz już za okrągłą liczbę, nie podoba Ci się to. Dieta! Odchudzanie! To jest to. Wybierasz się do dietetyka, kupujesz gotowy jadłospis. Pełna zapału robisz zakupy, gotujesz pierwsze posiłki, ale zapał się prędko studzi. Jednego wieczoru zmęczona po pracy wracasz do ulubionych słonych przekąsek, bo przecież nic się nie stanie, to tylko ten jeden raz. I nie wiesz nawet kiedy Twoje stare nawyki wzięły górę, a rozpiska poszła w odstawkę.
Musisz uświadomić sobie, że latami budowałaś schematy, przyzwyczajenia, które ciężko porzucić w tydzień czy dwa. I sama motywacja najczęściej nie wystarcza. Dlaczego? Bo to tak jakbyś jednego dnia chciała wywalić swoje życie do góry nogami. Dosłownie. Nawyki same w sobie są nieświadomą, zautomatyzowaną czynnością, które zachodzą w określonych sytuacjach, w określonych porach, czy w określonych miejscach. Czasem nie wystarczy sobie powiedzieć ’Chcę schudnąć!’, wejść na dietę i tyle.
Im więcej masz do wypracowania, a Twój standardowy sposób żywienia mocno odbiega od ideału (określany jako zdrowy), daj sobie więcej czasu. I rób małe kroki. Czasem nawet bardzo małe. Aż wypracujesz całkiem nowy fundament. Nauczysz się na nowo odżywiać swoje ciało. I wtedy możesz zabrać się za diety redukcyjne. Wiem, nie brzmi to zachęcająco, bo nie ma tutaj drogi na skróty.
Jedzenie pod wpływem emocji
Jak już jesteśmy przy schematach i nawykach, to warto wspomnieć o nierozłącznej 'rzeczy’ – emocjach. Wiele osób, może i Ty, jedzenie traktuje jako formę odreagowania. Trochę stresu? Pączek. Jestem smutna? Lody. W końcu jestem szczęśliwa? Pizza. Znasz to? Jest to spory problem w drodze do upragnionej sylwetki, gdyż emocje sprawiają, że tracisz kontrolę nad jedzeniem. Obserwuj się, czy pod wpływem konkretnego stanu emocjonalnego sięgasz po określone (często kaloryczne) produkty lub czy zwiększasz ilość spożywanego jedzenia. Pierwszym krokiem jest przede wszystkim uświadomienie sobie tych schematów.
Błędne przekonania
Dużo wynosimy z domu. W tym różne przekonania. Często jesteśmy ich nieświadomi, ale przez ich pryzmat postrzegamy wiele spraw. To może również dotyczyć jedzenia i bezpośrednio wpływać na chudnięcie (a właściwie jego brak).
Może u Ciebie w domu lodówka zawsze była pełna? Może rodzice, babcie często naciskały na dokładkę? Głód (albo osoby szczupłe) w domu był piętnowany, jadało się nierzadko na zapas. Może to mieć różne podłoże. Zwróć uwagę, że pokolenie naszych dziadków przeżyło wojnę, przeżyło głód, co w późniejszym czasie chcieli rekompensować pełnym stołem, szacunkiem do jedzenia – podejście typu zjem, żeby nie wyrzucić (nawet jak nie jestem głodny).
Jak to może wpływać na dietę? Możesz 'sabotować’ własne działania i dążyć do znanej Ci z domu sytuacji. Przyzwyczajenia biorą górę.
Nowa tożsamość
Ten punkt dotyczy stricte osób, które od zawsze borykały się z nadwagą. Od małego byłaś pulchniutka, w dorosłości problem pogłębił się jeszcze bardziej. To Twój 'stan podstawowy’. Masa ciała, sposób postrzegania własnej osoby, to część naszej tożsamości.
Chciałabyś w końcu pozbyć się tych fałdek, wyobrażasz sobie rajskie wakacje i Ty w seksownym stroju kąpielowym z nienaganną sylwetką. Determinacja jest ogromna, kilogramy powoli zaczynają lecieć. Ale zamiast motywacji odczuwasz nieprzyjemne uczucie, może strach. I znowu wracasz do stanu wyjściowego. Nie do końca wiesz, jak to się stało. Mimo ogromnego pragnienia, mimo sporego zacięcia, nowa sylwetka może dla Ciebie wiązać się z utratą bezpieczeństwa. Z utratą własnego ja.
Brak wsparcia
Człowiek nie jest samotną wyspą. Potrzebujemy zrozumienia, poczucia przynależności, bezpieczeństwa. Proces odchudzania to ogromny projekt, często rozłożony w dłuższym okresie czasu. Wsparcie to integralna jego część.
Osoba, która żyje wśród osób, które stale będą ją demotywować, odciągać od zmian, krytykować, na pewno będzie podatniejsza na przerwanie tego procesu i poddanie się. Mało tego, jeżeli nasz stosunek do jedzenia powiązany jest właśnie z emocjami, to możemy w takim otoczeniu uciec się do spożywania większych ilości jedzenia. W efekcie nie dość, że nie schudniemy, to jeszcze przytyjemy.
Nie chodzi mi o to, żeby wymagać od swoich najbliższych pełnego zaakceptowania naszych postanowień. Postawa na zasadzie 'Jestem na diecie, masz mnie wspierać i dostosować się do mnie’ nie zawsze się sprawdza i nie zawsze jest możliwa. Jestem świadoma, że na niektóre zjawiska wpływu nie mamy i często brak nam takiego swoistego motywatora wśród najbliższych.
Co wtedy?
Poszukaj grup wsparcia. Po prostu. Możesz uczęszczać na stacjonarne spotkania albo udzielać się w jakiejś grupie online. To pomaga!
Nieodpowiednia motywacja
Kolejnym błędem, w moim odczuciu, jest postrzeganie odchudzania jako chwilowego rozwiązania w celu uzyskania pożądanych efektów wizualnych. Schudniesz te 10-15 kg, a potem wrócisz do objadania się ciastkami. No właśnie, zastanawiałaś się co będzie, gdy już osiągniesz upragnioną wagę?
Jako ludzie chcemy szybkich rozwiązań. Chcemy teraz, zaraz, natychmiast. Taka nasza natura, takie czasy. Ale! Odwołując się do fragmentu z lichymi fundamentami, na sam proces odchudzania powinno patrzeć się z innej strony.
Wiele z nas wciąż utożsamia szczupłą sylwetkę z drakońskimi dietami, z głodem, z wyrzeczeniami. Przemęczymy się jakoś i tyle. A rozumowanie powinno zaczynać się od stwierdzenia, że sylwetka i efekt wizualny jest wynikiem całokształtu czynności, tzw. aktywnego stylu życia.
Dla mnie słowo FIT, tak bardzo teraz popularne, odnosi się niejako do całej filozofii życiowej – do podejmowania świadomych wyborów, do akceptacji, do balansu. Tak, balans to słowo klucz.
I tutaj pojawia się pytanie, czy motywacja oparta tylko na osiągnięciu efektu wizualnego w jak najszybszy sposób, jest odpowiednia. Czy będzie to wystarczającym paliwem napędowym? Najczęściej spotykam się z następującymi motywatorami:
- Chcę schudnąć do lata.
- Mam wesele, muszę zmieścić się w sukienkę.
- Nowy Rok, nowa ja.
- Ślub za rok, chcę wyglądać olśniewająco.
I nie dla każdego jest to wystarczające. Może dla Ciebie lepszym pomysłem będzie przystosowanie się do nowego stylu życia, do akceptacji właśnie tego, że dieta to nie jest jedyny punkt na liście.
Zły wybór specjalisty
Na sam koniec chciałabym poruszyć jeszcze inną kwestię. Patrząc na powyższe przyczyny, na pewno widzisz, że nierozerwalnie wiążą one się ze strefą psyche, stąd inna strona odchudzania. Tak, bo jedzenie wiąże się z psychiką. Przenika inne sfery naszego życia, wpływa na nie.
I należy wspomnieć, że kompetencje dietetyka w pewnym momencie się kończą. Ja, jako specjalista od żywienia, mogę Ci dać konkretne techniczne rozwiązania, mogę Ci dać wiedzę odnośnie prawidłowego, zbilansowanego żywienia, mogę Ci zapewnić wsparcie, zrozumienie i pomoc w budowaniu nawyków żywieniowych. Niestety, nie wpłynę na emocje, traumy i lęki. I nie wstydźmy się powiedzieć tego otwarcie, że czasem potrzeba pomocy psychologa, psychoterapeuty, że pewne rzeczy muszą w pierwszej kolejności zostać przepracowane na tzw. kozetce.
Dlaczego o tym mówię? Bo często obserwuję, że pacjenci, którzy do mnie trafiają nie są gotowi na implementacje procesu odchudzania do swojego życia. Wymagają konkretnej, gotowej rozpiski, stosują się tydzień, może dwa, a potem znikają. I nie oceniam tutaj nikogo. Staram się każdego pacjenta zrozumieć, pomóc na tyle, na ile mogę.
Jeżeli znalazłeś już w sobie tyle siły, aby podjąć decyzję o odchudzaniu, wprowadzić zmiany, to jest ogromny krok! Jestem z Tobą <3
Jestem absolwentką Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego na kierunku ‚Dietetyka’. Należę do Polskiego Stowarzyszenia Dietetyków. Moim celem jest zmodyfikowanie Twoich nawyków i optymalizacja żywienia, aby przywrócić zdrowie jelit.